Bransoletka, chyba jedyna sensowna, która pozostała z reszty. Zauważyłam kiedyś u jakiejś pani taki naszyjnik z dużymi koralikami poprzewiązywanymi supełkami. Następnego dnia miałam już poszyte przez babcię ruloniki i kupione kuleczki. Tylko że supełki wyglądały bardzo masywnie, więc zrezygnowałam z nich, każdą kulkę unieruchomiłam nitką. Dużo więcej roboty, ale moim zdaniem efekt jest lepszy.
A przy okazji uczenia się na egzaminy wchodzę od kilku dni na bloga Francuski z pasją, jest świetny! Nie ukrywam, że kolor różowy znacznie poprawia moją przyswajalność słówek ;)
Miłej niedzieli!
Magda
Prześliczna bransoletka :) U nas na Podhalu jest tego wszędzie pełno, szczególnie w Zakopanem i Rabce na stoiskach z pamiątkami :)
OdpowiedzUsuńNie uczyłam się nigdy francuskiego ale jakoś nie podoba mi się ten język :(
Domyślam się, jak byłam w Krakowie też było pełno podobnych. U mnie to niezbyt popularne.
UsuńAle eeeeej, jak można nie lubić francuskiego? Trudny, to fakt, ale jaki ładny!
Mam odpowiednie koraliki, mam kupiony materiał, nitkę i igłę też mam, pomysł również, ale wszystko jakimś dziwnym trafem leży dalej w pudełku. Nie mogę się zmobilizować do zrobienia takiej bransoletki, mimo, że po głowie chodzi mi już co najmniej od roku.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Ci się chciało, bo super wyszła ;)
Tak sobie myślę, że ja w tym tygodniu też nic nie zrobiłam, a ostatnia twórcza rzecz to był projekt zaworu na zaliczenie...
Taka bransoletka w sam raz na wieczorny film, zmobilizuj się ;)
OdpowiedzUsuńProjekt zaworu? Łaaaał!